czwartek, 21 marca 2013

Solone nie tuczy

Jeszcze dziś nie wiedziałem czy jestem gotowy napisać ten tekst. Jak się okazało, jestem.
Kiedy o 5:40 zwlokłem się z łóżka, pod wpływem radosnego gaworzenia córki z drugiego pokoju, do głowy wpadła mi myśl, żeby już napisać o naszej rodzimej grze, Sniper: Ghost Warrior 2. Nie byłem przekonany co do tego pomysłu, bo na liczniku miałem dopiero trzy godziny, a i byłem dopiero w drugim akcie. Powłócząc nogami dotarłem do kuchni po codzienną dawkę kofeiny. Dwie łyżeczki kawy, dwie łyżeczki soli.
Zaraz, zaraz, co ja robię.
Wtedy wiedziałem. Jestem gotowy.
Utwierdzony w przekonaniu, że dzisiaj jest ten dzień, zasiadłem z kawą, tym razem posłodzoną, na kilka pstryknięć myszką, kilka headshotów i nim się obejrzałem byłem już w połowie trzeciego aktu. Jak acziwki Steamowe głoszą, gra składa się z tych trzech aktów. Na szczęście.



Sniper: Ghost Warrior 2 to gra polska, studia nazywającego się jeszcze całkiem niedawno City Interactive Games, a teraz o zmienionej światowej nazwie CI Games. Nie wiem, z czego to wyniknęło, jednakże grając w Snajpera uknułem teorię, że to tak na wszelki wypadek gdyby im nie wyszło. Zmienili nazwę, wydali grę, nie wyjdzie? Proste, zmienimy ją z powrotem. Pompa marketingowa karmiła nas sloganami, że to największa polska premiera roku 2013, że CryEngine 3, że gra na wypasie. Pompka przestała pracować, gra po wielu obsuwach wreszcie wyszła. I co?



Pierwsze co rzuca się w oczy, to strasznie ograniczony teren działań. Owszem widzimy po horyzont, za którym czai się pejzaż wyglądający niczym fototapeta w formacie .jpg, ale mapa w rogu ekranu nieubłagalnie teren działań zawęża. Korytarz to dość wyolbrzymione pojęcie jak na taką ścieżkę, którą przyjdzie nam podążać. Zdarzają się także tereny otwarte, ale co z tego, skoro i tak przebiegniemy je z jednego końca mapy na drugi, siedząc wcześniej w krzakach i odstrzeliwując groźnych panów gadających po rosyjsku. To z grubsza schemat całej rozgrywki jaka ma miejsce w trzech różnych lokacjach.



Mamy więc Filipiny, gdzie podążając ścieżką w dżungli sprzedajemy kule delikwentom pilnujących pustych domków letniskowych przy plaży. W akcie drugim zwiedzimy Sarajewo, a w trzecim pobiegamy u podnóży Himalajów. Po co? Za tym jednym złym, który coś ukradł i oczywiście musi za to zapłacić. Niby twórcy wpletli w grę prawie niespodziewany zwrot akcji, ale wywołał u mnie wzruszenie ramionami. Postaci występujące w grze są nijakie, a to i tak słabe słowo. Same wstawki są pre-renderowane i wyglądają gorzej niż sama gra, a w niektórych można zobaczyć działanie filtrowania anizotropowego, jakby ktoś zapomniał go włączyć przy tworzeniu cut scenek. W dodatku są w niższej rozdzielczości niż większość z Was będzie grała, bo koło HD te filmiki nawet nie leżały. Gra aktorska i modele postaci wołają o pomstę do nieba. Wyglądają niczym nieociosane kawałki drewna i nawet Steven Segal ma w zanadrzu bogatszą ekspresję niż ktokolwiek spotkany w grze. Ba, drewienko w Twin Peaks grało lepiej niż obsada Ghost Warriora.



Potencjał Crengine 3 gdzieś się zgubił i nawet pasztet zajęczy jest bardziej atrakcyjny od tego, co sobą przedstawia Snajper. Tekstury są płaskie, w niskiej rozdzielczości, obiekty kanciaste, a banany na drzewach wyglądają jak zmutowane melony. Ktoś kiedyś powiedział, że nie da się wymyślić kwadratowego koła. Da się.


Achieved with CryEngine 3

Gra jest paskudna. Widać jak obiekty wskakują znienacka, cieniowanie i oświetlenie leży i nie raz zobaczycie w ciemnych pomieszczeniach rzeczy świecące jak psu jajka, choć nie powinny, jak szafy czy stoły. W dodatku przedmioty nie rzucają cieni, a jeśli już to cień porusza się mniej płynnie od swojego właściela. To wszystko na najwyższych ustawieniach, które takie są tylko z nazwy. Choć niektóre elementy otoczenia wyglądają znajomo. Weźmy takie tramwaje. Widzę tutaj inspirację Uprising 44, a i jest nawet łażenie po podobnych piwnicach. Tajemnica kiepskiego wyglądu rozwiązana.


Podobnie jak w U44, wejść do środka się nie da

To czym gra zaskakuje to idiotyczna, schematyczna rozgrywka, gdzie gracza sprowadzono do roli debila. Całość jednym wielkim skryptem, nieudolnie próbującym powielić tę kozacką misję z Modern Warfare. W dodatku wszędobylskie wskaźniki pokazują gdzie iść i co gorsza, wskazują kolejność ściągania przeciwników, żebyście czasem nie utknęli gdzieś na dłużej, niż jest to konieczne. W kogoś nie trafisz - żaden problem. Diaz, którego pamiętam tylko dlatego że przez większość gry naszym celem jest “podążaj za Diazem”, ściągnie chybionego delikwenta w mgnieniu oka. Po cichu i bez bólu. Co z tą szeroko reklamowaną nocnąwizją i termowizją zapytacie. Jest, ale gdzie jej nie było? Dziwna rzecz do sprzedania gry zwłaszcza, że obecna w co drugim tytule, a do tego kompletnie nieprzydatna, bo dzięki obecności kompana, Diaza, zawsze wiemy kto gdzie stoi i czy robi akurat kupę czy pali papierosa. Wszyscy z biegu otrzymują wskaźniki nad głową bylebyś nikogo nie przegapił. Nawet, oh god why, wskazują kogo dziabnąć nożem, kogo posłać do piachu z dystansu. Same skrypty trzymają w ryzach na tyle, że są momenty, kiedy nie da się obrócić dalej, żeby pooglądać otoczenie. Już nie iść, czołgać czy kucać. Obracać. Call of Duty wydaje się przy tym sandboksem.



To, co dzieje się jak już kogoś przeoczysz i podnosi się alarm, przechodzi ludzkie pojęcie. Podobnie jak w części pierwszej, wszyscy nagle wiedzą gdzie jesteś, choćbyś był zakopany między łamiącymi się teksturami. Posiadając na stanie snajperkę i pistolet z tłumikiem, bo broni przeciwnika nie da się podnieść w grze z roku 2013, nie ma co się łudzić na równe szanse z oddziałem celnych Rosjan. Czy aby na pewno? Przecież wystarczy przebiec do kolejnego punktu kontrolnego na mapie, który zmienia się dynamicznie, ku wygodzie gracza żeby przypadkiem się nie zgubił, wspominałem o tym, a wszyscy ominięci przeciwnicy znikną. Tym sprytnym zabiegiem wyeliminowano także konieczność chowania ciał, one także znikają, choć o wiele szybciej. Bądźcie wdzęczni, że o tym piszę. Pozwoli Wam to grać zaledwie pięć godzin, a nie dziesięć.


Nie zapomnij iść za Diazem

Bullet cam jest, ale wydaje się skiepszczony. Czasami pokazuje tor lotu kuli od lufy, aż do celu, częściej jednak prezentuje trasę od połowy. Podejrzewam, że to w trosce o poziom estetyki grającego oraz żeby zaoszczędzić mu biednych widoków, których w grze pełno. Co z tego, jak każdemu graczowi tak mniej więcej od trzeciej misji prawdopodobnie będą oczy krwawić. W dodatku efekt ustrzelenia po tym, co pokazano w Sniper Elite V2 jest po prostu miałki.



Jest tryb multi, jest też w grze muzyka. Czemu zatem temat pominąłem? Czemu miałbym chcieć to sprawdzać. Skoro w grze mamy snajperkę i pistolet, czym może mnie zaskoczyć tryb multi. Nie podejrzewam tam obecności pojedynków snajperskich rodem z Wroga u Bram, a raczej jawi mi się to leżeniem w krzakach i czekaniem, kto nie wytrzyma i zmieni pozycję. Wystarczająco dużo czasu straciłem grając solo i z solą, żeby pchać się głębiej tam, gdzie nie chcę. Muzyka chyba jakaś jest. Nie jestem pewny, bo nie zapadła mi w pamięć i nie nuciłem jej w drodze do pracy, jak chociażby motywu z Far Cry’a trzeciego.


Banana split?

Snajper drugi jest niewypałem. Jest brzydkim kaczątkiem, z którego nie będzie łabędzia, a jedynie pasztet. W dodatku niestrawny, choć krótki. Teraz wiem, czemu premiera była ciągle odwlekana, ale niewiele to pomogło. W marcu jak w garncu i pieniądze, które możecie przeznaczyć na Snajpera, przeznaczcie na coś innego. Chyba że lubicie się nudzić, kiedy gra przechodzi się sama, nie daje satysfakcji, o bohaterach dramatu nie chcecie pamiętać i nie lubicie wyzwań, to tytuł właśnie dla Was. Wszystkim innym polecam wyzwanie kuchenne, które sprawi Wam wiele radości, a do tego nasyci Was za mniejszy pieniądz. Serio. I też jest kaszanką.

Pyszna kaszanka

Potrzebne do tego wykwintnego dania są następujące składniki:

30dkg kaszanki

główka cebuli
pajda chleba
opcjonalnie piwo
patelnia
olej

2 ogórki
Cebulkę siekamy i wrzucamy na rozgrzaną patelnię z rozgrzanym olejem. Czekamy aż cebulka się zeszkli i wrzucamy do tego kaszankę. Przyprawiamy wedle uznania solą i pieprzem i smażymy aż kaszanka osiągnie ciemny kolor, wtedy wiadomo że jest już gotowa. To, że ja lubię lekko przypieczoną, nie oznacza, że Wam też zasmakuje więc czyńcie wedle uznania. Następnie zrzucamy kaszankę na talerz, pajda chleba z masłem w dłoń i delektujemy się daniem tańszym niż zaopatrzenie się w Snajpera drugiego. Oczywiście koszta dania są zmienne i rosną wprost proporcjonalnie do zakupionej ilości piwa. Smacznego, właśnie zaosczędziliście trochę złotówek. Tyle wygrać!
 

Brak komentarzy: