środa, 3 kwietnia 2013

Dzień drogi szybszy od światła


Kto widział trzeciego kwietnia śnieg? Jak się okazuję, teraz to już większość kraju. Ni to przyjemne, ni to fajne, a już w ogóle niczemu nie służy, bo nawet pod sanki się nie nadaje. Taka zawalidroga. Dosłownie.
Nikt nie spodziewa się hiszpańskiej inkwizycji! Nikt nie spodziewa się także tego, że wyjeżdżając gdzieś, do miejsca w którym powinno się być, pół godziny wcześniej, co daje godzinę na dojazd, spóźni się do miejsca docelowego pół godziny, godzinę, w ogóle nie dojedzie. 




Zupełnie jak w FTL: Faster Than Light. Pierwszej grze wydanej dzięki inicjatywie na Kickstarterze. Wiecie, ludzie rzucają pieniędzmi w monitor żeby dana gra ujrzała światło dzienne, tudzież była szybsza od światła jak w tym przypadku. Podobieństwo drogi do celu, która spotyka się z porażką i rozminięciem się z miejscem przeznaczenia nie jest mi obce po sesjach z FTL, już nie. 



FTL to gra drogi, czym zamęczył mnie kolega szanowny aihS. Powtarzał mi to niczym mantrę, aż dokonało się samospełniające się proroctwo. Dość nieoczekiwanie. Słów kilka o FTL , a jakże. Zarządzamy załogą posiadającą wrażliwe dane. Wrażliwe są one dla floty rebelii, która cały czas, nie zważając na wszelkie przeciwności pruje w bezkresie kosmosu w naszą stronę, knując przeciwko nam rzecz jasna. Śmigamy zatem naszym statkiem zagubieni w uniwersum, uciekając przed wrogą armadą, po drodze zestrzeliwując nieprzychylne nam statki i robiąc różne zadania jakie zlecają nam napotkani podróżnicy w kosmosie. Tak, są też questy. Brzmi banalnie, ale jakże zgubne jest to stwierdzenie. Niech nie zwiedzie Was także dość skromna oprawa. 



Powiedzmy sobie jasno. Gra wciąga i nie certoli się z naszym czasem wolnym. Godziny szybko eskalują do dni, te w tygodnie. Wszystko za sprawą ogromnej losowości wszystkiego co w grze występuje, setkom questów i ultra trudnym potyczkom na granicach wszechświata. Nie raz i nie dwa, zdarzy Wam się restartować grę jeszcze w pierwszym układzie w którym rozpoczniecie swoją podróż. Gra zawsze zaskakuje, a to w mgławicy doświadczycie awarii prądu i będziecie zmuszeni odciąć dopływ tlenu, by szybko oddalić się w nieznane, a z wrogiego statku załoga niczym Spock i spółka, pojawią się tuż za kapitanem i zacznie się wewnętrzna wymiana ognia w statku. Wszystko dzieje się szybko i chociaż można grę spauzować w amoku walki nigdy o tym nie pamiętam, więc zawsze zaglądam śmierci w oczy. Nie da się przytoczyć tutaj wszelkich zdarzeń jakie FTL rzuca pod nogi. Sami twórcy mówią o 2500 linijkach tekstu, którymi wprowadzają nas we wszelkie zadania poboczne. Mimo godzin spędzonych z grą tylko raz udało mi się wylecieć z piątego systemu i uważam to za nie lada wyczyn, dokładnie tak samo jak dojechanie gdziekolwiek w tym całym kwietniowym śniegu. 



Chociaż gra udekorowana jest naszymi porażkami, wciąga i nie daje dojść do końca, a nawet jeśli to zabawa się wtedy nie skończy, kto bowiem z rezygnuje wyzwania przejścia jej ponownie. Zupełnie jak dzisiejszy dzień nie pozwolił mi dojechać tam gdzie być powinienem. Sprawdźmy zatem co ma do powiedzenia FTL w tym temacie. Szósty systemie, nadchodzę! 
Nie wyleciałem z czwartego.

Brak komentarzy: